Konbanwa!!
Witajcie kochani! Wiem, wiem. Długo kazałam Wam czekać na
nową notkę i zapewne nie tego się spodziewaliście. Na pewno czekacie na kolejne
notki o Naruto i Sasuke. Tu muszę Was uspokoić. Myślę, że już niedługo dodam
nową nocie do któregoś z opowiadań. Właśnie kończę powoli jeden rozdział, ale
nie powiem Wam do którego.
A co mam dla Was dzisiaj? One-shota z Luffyim i Zoro w
rolach głównych. Są to bohaterowie mangi i anime „One Piece”, jakby ktoś nie
wiedział. Ostatnio skończyłam go oglądać i powiem Wam, że uwielbiam to anime.
Miałam do niego kilka podejść, ale jak już się wciągnęłam to nie mogłam się
oderwać. Ale „Naruto” był, jest i zawsze będzie u mnie na pierwszym miejscu.
Zapraszam Was także do przeczytania mojej poprzedniej
notki na tym blogu, bo chyba nie wszyscy wiedzieli, że coś dodałam. To jest
one-shot ItaSasu:
A powracając do mojego nowego opka. Został on zbetowany przez
moją kochaną Duszyczkę – Black Lady. Jestem Ci bardzo wdzięczna kochanie, ale
Ty to bardzo dobrze wiesz.
Już nie przedłużam więcej i zapraszam do czytania i
komentowania.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Spotkanie po latach
Ten sen powtarzał się niezmiennie
od dwóch lat. Dwóch bardzo długich lat, wypełnionych ciężkim, często wręcz
morderczym treningiem. A to tylko po to, by móc w przyszłości chronić to czego
jeszcze nie stracił.
Ręce zbrukane krwią. Ciało powoli
umierające w jego ramionach. Łzy na ramieniu. Złamana przysięga. I ta
pochłaniająca wszystko pustka w sercu. Ból rozrywający duszę. I na końcu
przeraźliwy krzyk, zwiastujący nadchodzącą rozpacz i obłęd. I słowa brzmiące
uporczywie w głowie:
„Wiesz
czego najbardziej żałuje w życiu? Tego, że nie będę mógł zobaczyć jak spełniasz
swoje marzenia”.
Śmierć Ace była dla Luffyego
traumatycznym przeżyciem. Tyle ryzykował. Tak wiele razy przełamał swoje
bariery, by nie dopuścić do egzekucji brata. I gdy już mu się udało go uwolnić,
gdy walczyli ramię w ramię by wydostać się z piekła Marineford, Luffyego
opuściły w końcu siły i Ace musiał go ratować ryzykując własnym życiem.
Długo rozpaczał. Wmawiał sobie,
że jest sam, że jest słaby. I w momencie gdy wpadł w najgłębszą rozpacz, gdzieś
tam w tej ciemności wypełniającej jego serce, zapaliło się 8 światełek.
Miał do kogo wracać. Miał kogo
bronić. Nie był sam. Miał swoich kochanych przyjaciół, kochaną załogę. A wśród
niej szczególnie ważną dla niego osobę, o której w przypływie rozpaczy
kompletnie zapomniał.
Zawziął się. Jako tako pogodził
się z tym co się stało na wojnie. Przez dwa lata ciężko pracował, by stać się
kapitanem, który obroni swoją załogę bez wysiłku. Wiedział, że jego przyjaciele
również nie będą stać z założonymi rękami. Każdy z nich stanie się silniejszy.
Wiec i on też musi dać z siebie wszystko.
Jego brat złamał przysięgę.
Umarł. Jednak to nie była jedyna przysięga jaką sobie złożyli. Obiecali sobie,
że będą żyć tak, by niczego nie żałować. Być prawdziwym piratem. Wolnym
człowiekiem.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
2 lata minęły bardzo szybko. Nie
było nocy, w której nie nachodziłby Słomka sen o zmarłym bracie. Chociaż nie
byli rodzonymi braćmi, łączyła ich szczególna więź, której nawet śmierć nie
była w stanie zniszczyć.
Zastanawiał się, czy wiadomość,
którą wysłał dwa lata temu w świat do swojej załogi, dotarła do każdego z nich.
Czy wszyscy przybędą? Czy on przybędzie?
Archipelag Sabaody również nie
był miejscem, które dobrze wspominał kapitan Słomkowych Kapeluszy. To właśnie w
tym miejscu 2 lata temu został rozdzielony ze swoją załogą. Jednak ich celem
jest Nowy Świat. Jeśli chcą się do niego dostać muszą powrócić do tego bolesnego
dla nich miejsca.
Monkey D. Luffy szedł sobie
spokojnie alejkami Archipelagu i rozglądał się z zaciekawieniem. Na pierwszy
rzut oka nic tu się nie zmieniło. Jednak gdzieś tam w środku Słomek czuł, że to
miejsce jest zupełnie inne niż 2 lata temu. Wszystko na tym świecie zmieniło
się po wojnie z Białobrodym. A przede wszystkim zmienili się ludzie. Czego
najlepszym przykładem był kapitan Słomkowych Kapeluszy. Podążał w stronę
Sunnyego. Nie mógł się już doczekać, kiedy zobaczy swój statek i załogę. Zatrzymał
się na skarpie, spojrzał w dół. Na wodzie kołysał się delikatnie Sunny, na
lądzie w pobliżu niego krzątali się ludzie. Luffy uśmiechnął się szeroko.
Postawił na trawie swój tobołek i rozszerzył ręce.
– PRZYJACIELE!!! – wrzasnął
najgłośniej jak tylko potrafił.
Chwycił swoją torbę i zeskoczył
bez żadnego problemu w pobliże statku.
– LUFFY!! – Usłyszał krzyk swojej
załogi i już po chwili został przez nich otoczony.
Wszyscy się uśmiechali i
przekrzykując się przez siebie próbowali opowiadać co ich spotkało przez te dwa
lata. Monkey śmiał się głośno i zachwycał nowym wyglądem Frankyego. Nareszcie
czuł, że wrócił do ludzi, którzy go potrzebowali i których on potrzebował. A
gdy jego oczy spoczęły na potężnie zbudowanym zielonowłosym mężczyźnie, który
stał niedaleko nich, jego serce zaczęło szybciej bić. Zoro wyczuł na sobie
spojrzenie kapitana, odwrócił się w jego stronę i uśmiechnął delikatnie. Luffy
odwzajemnił ten uśmiech, ale po chwili spochmurniał, gdy zobaczył na twarzy
szermierza bliznę przecinającą jego lewe oko. Roronoa również posmutniał gdy
zobaczył bliznę na klatce piersiowej swojego kapitana. Zacisnął dłonie w pięści
i przeklął pod nosem.
– Luffy, czekamy na twoje rozkazy
– odezwała się Nami.
Słomek wyszczerzył zęby w
uśmiechu i przebiegł wzrokiem po całej swojej załodze.
– Dziękuję wam, że wszyscy się tu
zebraliście. Przepraszam, że zawsze musicie dostosowywać się do moich kaprysów.
– O czym ty mówisz Luffy? – Nami
spojrzała na niego. – Jesteś naszym kapitanem. Nigdy nie przestałeś nim być.
Mamy marzenia, które postanowiliśmy spełnić razem. Chyba nie myślałeś, że cię
zostawimy?
– Każdy z nas ma swoje marzenia,
ale łączy nas też jedno i to samo marzenie – Zoro odezwał się po raz pierwszy.
– Zrobić z ciebie Króla Piratów.
Luffy ponownie uśmiechnął się szeroko.
Wskoczył na statek i rozłożył ręce.
– ZAŁOGO!! RUSZAMY NA PODBÓJ
NOWEGO ŚWIATA!! PODNIEŚĆ KOTWICE!! WYRUSZAMY NA WYSPĘ RYBOLUDZI!!! – wrzasnął.
– TAK JEST!! – Rozległ się
chórek.
Gdy tylko Sunnyego otoczyła bańka
napełniona powietrzem, statek zaczął zanurzać się w morzu. Schodzili coraz
niżej i niżej, aż w końcu otoczyła ich ciemność i cisza.
Po bardzo męczącym, pełnym wrażeń
dniu, cała załoga Słomianych, korzystając ze spokoju i ciszy panującej pod
wodą, położyła się spać. Prawie cała. Od kiedy zanurzyli się w głębinach, Luffy
siedział na głowie Sannyego. To było jego ulubione miejsce. Tak bardzo za tym
tęsknił. Za statkiem, załogą, dreszczykiem emocji w oczekiwaniu na kolejną
przygodę. I za…
– Jak długo masz zamiar tam
siedzieć, kapitanie?
Uśmiechnął się, gdy usłyszał tak
dobrze znany mu głos szermierza.
– Nie sądzisz, że ta ciemność
przypomina bardziej noc? Jeszcze docierają tutaj pojedyncze promienie światła,
to wygląda jak gwizdy na niebie, albo zorze.
Szermierz spojrzał w górę i
uśmiechnął się delikatnie.
– Tak, prawie jak niebo.
Nagle poczuł na swoim lewym oku
ciepłą dłoń.
– Co ci się stało w oko? –
zapytał Luffy.
– To efekt mojego treningu. –
Spojrzał na kapitana. – Teraz jestem wystarczająco silny by zrobić z ciebie
Króla Piratów. – Dotknął blizny na jego klatce piersiowej. – Gdybym 2 lata temu
był silniejszy…
– Zoro. – przerwał mu. – Cieszę
się, że cię tam nie było. Nie zniósłbym, gdybym i ciebie stracił.
– Ale ja mogłem stracić ciebie,
Luffy.
Słomkowi zabiło szybciej serce,
gdy usłyszał czule wypowiadający jego imię głos. Głos, który tylko on miał
okazję słyszeć.
W wieku 17 lat, kiedy postanowił
wypłynąć na morze i zacząć wreszcie spełniać swoje marzenia, usłyszał historię
o niezwykłym szermierzu, który był łowcą piratów – Roronoa Zoro. Postanowił, że
zrobi wszystko, aby dołączył do jego załogi. Zoro był pierwszym członkiem jego
załogi i od samego początku był bardzo lojalny wobec swojego kapitana. Zawsze
ryzykował swoim życiem bez jakichkolwiek wątpliwości. Luffy wiedział, że
cokolwiek by się nie stało, zawsze może na niego liczyć. I z biegiem czasu
zaczął zdawać sobie sprawę, że łowca piratów stał się dla niego kimś bardzo
ważnym, najważniejszym. Był bardzo szczęśliwy, gdy okazało się, że jest tak
samo ważny dla Zoro.
Poczuł na swojej twarzy ciepłe
dłonie, a zaraz potem usta na swoich wargach. Zarzucił ręce na szyję szermierza
i jeszcze bardziej się do niego przysunął. Tak bardzo mu tego brakowało. Tych
silnych ramion, tego ciepła. Zastanawiał się, czy to uczucie, które ich
połączyło przetrwa te 2 lata. Wiedział, że Zoro przybędzie. Ale co innego jest
być lojalnym wobec kapitana, a co innego wobec kochanka. Zwłaszcza gdy
rozstanie to, trwa tyle czasu.
– Tęskniłem za tobą, Luffy –
wyszeptał szermierz, przerywając pocałunek i tym samym sposobem rozwiewając
wszystkie wątpliwości, które targały kapitanem Słomkowych Kapeluszy.
Roronoa złapał go mocno za rękę i
zaczął ciągnąć w stronę swojej kajuty. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi,
szermierz przygwoździł do nich kapitana i wbił się namiętnie w jego usta.
– Wybacz Luffy, ale nie mam
zamiaru dłużej się powstrzymywać.
Słomek zaczął pchać Zoro w stronę
łóżka i gdy jego nogi uderzyły o kant posłania, popchnął go mocno na nie.
Zawisł nad nim i uśmiechnął się szeroko.
– Ja też nie mam zamiaru się
powstrzymywać.
Luffy zdjął z siebie koszule.
Szermierz usiadł i przejechał dłonią po jego bliźnie.
– Teraz jesteśmy do siebie
bardziej podobni – odezwał się Monkey i również zaczął przesuwać dłonią po
bliźnie Zoro znajdującej się na jego torsie.
Zsunął z niego płaszcz i
pocałował go w ramię. Całował go wzdłuż blizny, po czym zatopił się w jego
ustach. Zoro przesunął dłońmi w dół po plecach Luffyego. Gdy zahaczył o
spodnie, przemieścił je na brzuch. Odpiął spodnie kapitana i jednym ruchem
zdjął je z niego. Przekręcił się tak, że Luffy znalazł się pod nim i zaczął go
namiętnie całować po szyi. Szybko przeszedł na tors i na dłużą chwilę zatrzymał
się przy jego bliźnie. Całował, lizał, przygryzał każdy jej fragmenty. Słomek
zaczął ocierać się o Roronoe, jednocześnie pozbywając się z jego ciała reszty
ciuchów. Patrzył zafascynowany na niesamowicie umięśnione ciało kochanka. O
wiele lepiej umięśnione niż 2 lata temu. Czuł niezwykłą satysfakcję, że może
znajdować się w tych silnych ramionach. Chociaż sam miał się czym pochwalić, to
jednak jego ciało w porównaniu do ciała Zoro było bardzo drobne. W pewnym
momencie przestraszył się, że może stracił przez to w oczach szermierza. Ale
gdy zobaczył malujące się w nich pożądanie, nie miał już żadnych wątpliwości.
Roronoa zaczął pieścić ustami
wnętrze jego ud, a policzkami ocierał się o jego męskość. Luffy zanurzył place
w jego włosach i spróbował nakierować jego głowę w najbardziej pożądane
miejsce. Szermierz złapał go mocno za ręce i przycisnął do łóżka. Zamierzał
poznać od nowa ciało kochanka.
– Zoro…
Gdy usłyszał swoje imię
wypowiedziane podnieconym głosem, spojrzał na niego. Luffy patrzył na niego
spod przymrużonych powiek. Na jego twarzy widniały lekkie rumieńce, a na ciele
pojawiły się już pierwsze kropelki potu.
– Przestań się bawić w
subtelności. Chyba mówiłeś coś o nie powstrzymywaniu się.
– Czy to jest rozkaz, mój
kapitanie?
Zoro przybliżył się do jego
twarzy.
– Tak. To jest rozkaz, Zoro.
– W takim razie…
Szermierz pocałował go namiętnie
i gwałtownie. Jego język wdarł się do jego ust i zaczął badać podniebienie.
Jego zęby co chwila przygryzały wargi kochanka, aż w końcu z gardła Luffyego
zaczęły wydobywać się głośniejsze westchnienia. Złapał męskość Słomka i zaczął
mocno pocierać ją dłonią. Oderwał się od ust kochanka, który zaczął łapczywie
łapać powietrze. Całując jego tors, szybko przesunął się na jego podbrzusze. Po
chwili Luffy poczuł na swoim penisie gorące usta szermierza. Jęknął głośno, gdy
jego męskość została pochłonięta przez usta Zoro. Zacisnął dłonie na kołdrze i
zaczął poruszać biodrami.
– Odwróć się, Luffy – odezwał się
Roronoa zachrypniętym z podniecenia głosem.
Słomek uwielbiał ten głos
wypowiadający jego imię. Przetoczył się na plecy i podniósł na kolana. Ręce oparł o zagłówek łóżka. Zoro
przylgnął do jego pleców i rozpoczął całować go po karku. Jedna jego dłoń
pieściła członek kapitana, a druga przesuwała się wzdłuż jego torsu. Szermierz
schodził ustami coraz niżej i niżej, aż w końcu
przygryzł skórę na jego pośladkach. Luffy jęknął głośno, gdy poczuł język
drażniący jego wejście. Wygiął ciało w łuk, co spowodowało, że jeszcze bardziej
wypiął pośladki w kierunku kochanka. Zoro pieścił dłońmi jego penisa i jądra,
gdy tym czasem jego język zagłębiał się w ciele kochanka.
– Zoro… Ach…
Głośne jęki kapitana były dla
niego jak muzyka do uszu. Ile razy przez te 2 lata rozłąki wyobrażał sobie
podobną sytuacje? Nie potrafiłby tego zliczyć.
– Zooroo… – Luffy przeciągnął
jego imię i jęknął głośno, gdy poczuł w sobie palec szermierza.
– Czy przez te 2 lata, gdy mnie
przy tobie nie było, zabawiałeś się w tym miejscu? – wyszeptał mu do ucha i gdy
wyczuł jego czułe miejsce, naparł na niego mocniej.
– Taak – jęknął Słomek.
– A co sobie wtedy wyobrażałeś? –
Włożył w niego kolejny palec i ponownie trafił w prostatę.
– Że to ty… Ach…
Luffy oparł się plecami o tors
kochanka. Sięgnął rękami do tyłu po jego głowę i nakierował ją na swoje usta.
– Zoro pospiesz się… Ach… –
jęknął, gdy poczuł w sobie kolejny palec. – Już nie wytrzymam dłużej… Ach…
Roronoa popchnął go do przodu.
Monkey oparł się na przedramionach i spojrzał na kochanka. Szermierz rozszerzył
mocniej jego pośladki i naparł na niego mocno swoją męskością. Wdarł się do
jego wnętrza gwałtownie, co spotkało się z głośnym jękiem rozkoszy Luffyego.
Złapał go mocno za biodra i zaczął się w nim szybko poruszać. Od mocnych
uderzeń, pośladki Słomka zrobiły się czerwone. Luffy zacisnął zęby na kołdrze
by stłumić głośne jęki, jednak Zoro złapał go za ramiona i przytulił do swojego
torsu. Teraz już tylko silne ciało dawało kapitanowi oparcie. Złapał go
jednocześnie za podbródek i połączył ich usta w namiętnym pocałunku.
– Chcę cię słyszeć – wyszeptał mu
do ucha.
Luffy nie miał sił się z nim
kłócić. Kołysali się w tym samym rytmie. Przez ich ciała co chwila przechodziły
kolejne dreszcze. Zoro pieścił męskość Luffyego i co pewien czas przygryzał
płatek jego ucha. W końcu Luffy znowu opadł na przedramiona. Roronoa opuścił
jego cało, ale tylko po to, by obrócić go na plecy i ponownie wbić się w jego
wnętrze. Monkey położył nogi na jego barkach przez co pchnięcia kochanka były
jeszcze głębsze. Przyciągnął jego twarz do namiętnego pocałunku.
– Ach… Zoro… Mocniej… Szybciej… –
jęczał głośno Luffy, wijąc się pod nim niecierpliwie.
Szermierz zaczął poruszać się
jeszcze szybciej. Jego jęki mieszały się z odgłosami kochanka. Pod palcami czuł
mokre od potu ciało. W powietrzu unosił się elektryzujący, pełen pożądania
zapach dwóch połączonych ze sobą w jedność ciał. Doprowadzało to ich do jeszcze
większej rozkoszy. Działało jak afrodyzjak.
– ZOOROO… – krzyknął Luffy w
przypływie największej ekstazy.
Szermierz wykonał jeszcze kilka
gwałtownych ruchów i również doszedł. Oddychając ciężko opadł na równie
wyczerpane ciało Słomka. Zanurzył nos w zagłębienie jego szyi i delektował się
jego przepełnionym pożądaniem zapachem. Luffy przesuwał wolno dłońmi po jego
plecach. Zoro oparł przedramiona na kołdrze i spojrzał w uśmiechniętą twarz
Luffyego.
– Kocham cię, przyszły Królu
Piratów – wyszeptał odgarniając z jego spoconego czoła zagubione czarne
kosmyki.
– A ja ciebie, mój silny
szermierzu – zachichotał. – Zoro.
– Hmm…?
– Jestem głodny. Zjadłbym jakieś
mięcho.
Roronoa spojrzał na swojego
kapitana i wybuchł śmiechem.
– Nawet w takiej sytuacji myślisz
o jedzeniu? Cały ty. Ale obawiam się, że będziesz musiał poczekać kilka godzin.
Sanji jeszcze śpi.
– To ty mi coś przynieś.
– Chyba w snach.
– Dlaczego nie? Jestem głodny!
Zoro!
– Przestań się wydzierać. Jestem
zmęczony. Myślałem, że trochę wydoroślałeś, ale jesteś cały czas tym samym
dzieciakiem.
– A ja myślałem, że stałeś się
silny – Luffy uśmiechnął się zadziornie.
– Ty cholero jedna! – Szermierz
podniósł się z łóżka i ubrał spodnie. – Ubierz się, idziemy coś wszamać. Nie
będę ci tu przynosił żarcia.
– Zoro, jesteś bez serca.
– Rusz się baranie.
Zoro wyszedł z kajuty. Nie
zauważył uśmiechu malującego się na twarzy Słomka. Luffy uwielbiał się z nim
przekomarzać i mógłby dać sobie głowę uciąć, że na twarzy szermierza również
widniał uśmiech. Ubrał się szybko i pobiegł za kochankiem.
Dopadł go przy drzwiach do kuchni
i skoczył na jego plecy. Zoro stracił równowagę i wpadł do zalanej światłem
kuchni.
– No. Nareszcie jesteście.
Śniadanie podane. – Usłyszeli głos Sanjiego.
Rozejrzeli się po kuchni i
stwierdzili, że jest tam cała załoga, która była mocno zaspana.
– O, już nie śpicie. – Zauważył
wesoło Luffy, który siedział na plecach Zoro leżącego na podłodze.
– Raczej trudno tu spać, gdy
dwóch napalonych na siebie facetów jęczy w niebo głosy – odezwała się z
sarkazmem Nami. – Franky, będziesz musiał wyciszyć ich sypialnie.
– Jasna sprawa! Użyję do tego
suuuperrr zaprawy!
– Sanji!! – kapitan jednym
podskokiem znalazł się przy stole zupełnie zapominając o leżącym na podłodze
szermierzu. – Głodny jestem!! Chcę porządnej porcji mięcha!
– Hai, hai. – Kucharz postawił
przed nim pełen talerz. – Oi Marimo! Też coś zjesz, czy już zaspokoiłeś swoje
potrzeby?
– Hehe. – zaśmiał się Zoro
wstając z podłogi. Dobrze wiedział o co tak naprawdę chodzi kucharzowi. – Ja to
przyjemnej w każdej chwili mogę zrobić. A tobie pozostaje rączka, kręgłobrewny.
Czy ty w ogóle wiesz jak się „tego” używa?
– „Tłewo”? – zapytał się Luffy z
buzią pełną jedzenia.
– Eh… No i wszystko wróciło do
normy – westchnęła Nami. – A właśnie! – podniosła się gwałtownie ze swojego
krzesła. – Podliczyłam wasze wszystkie długi razem z odsetkami za te dwa lata!
– jej oczy błysnęły niebezpiecznie.
– Nami jest straszna – zapiszczał
Chopper.
– Zoro! Czego nie umie używać
Sanji?! – Luffy uwiesił się na jego szyi.
– Pokażę ci to w mojej kajucie.
– Nami-swaaan. Robin-chwaaan!! Co
życzycie sobie na deser? – Sanji latał pomiędzy dwiema paniami.
– Ja chcę lody! – Monkey podniósł
dłoń do góry.
– To nie było do ciebie, baranie!
– wydarł się kucharz.
– Hohoho! Jak przyjemnie jest
widzieć was wszystkich w takich dobrych formach. Aż łzy mi się cisną do oczu,
chociaż ich nie mam. Hohoho – odezwał się Brook po czym sięgnął po skrzypce i
zaczął grać wesołą piosenkę.
I tak oto wesoła załoga
Słomianych Kapeluszy rozpoczęła podróż po kolejną przygodę. A dla Luffyego i
Zoro rozpoczynał się nowy rozdział w ich związku.
The End
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
I jeszcze na sam koniec mała galeria z bohaterami
dzisiejszego opowiadania.
No, już się nie mogłam doczekać jakichś nowości z Twojej strony ;d Przyjemny One-shot, ale i tak nie mogę usiedzieć spokojnie czekając na notkę związaną z jednym z Twoich opowiadań "Naruto", na razie wiercę się tylko niecierpliwie i snuje domysły.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :3
Wreszcie!! Fajny Fanfick z One Piece !! A napisałabyś coś z parringiem Zoro x Sanji?
OdpowiedzUsuńhttp://something-like-yaoi.blogspot.com/
Nareszcie nowa notka.. Myślałem że uschnę.. Piszesz cudownie.. Jeżeli mogę prosić to wejdź do mnie i skomentuj może nie jest to yaoi ale mam nadzieje, że się spodoba.. http://wcieniuchwaly.blog.pl/
OdpowiedzUsuńjak zwykle fantastycznie, kocham twoje opowiadania! zapraszam na mojego bloga ^^ http://sasunaru1.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że kończona notka to Niespodziewana Miłość , Miłosne Nuty lub Serce nie Sługa - to twoje opki za którymi najbardziej tęsknię .
OdpowiedzUsuńTe wielkie przerwy wybaczam ci twoimi one-shotami , które są niebiańskie .
Luffy i Zorro to moja ulubiona para za NaruSasu .
Nachalnie czytam opki z nimi , i gdy ujrzałem to , że napisałaś coś właśnie o nich , ucieszyłem się bardzo . Niesamowicie się cieszę , i czekam na rozdziały .
Bloody
Uwielbiam twój styl pisania jest taki lekki < 3
OdpowiedzUsuńHej :) Przepraszam, że tak późno odpowiadam na Twoje zaproszenie, ale niestety przez ostatnie tygodnie zupełnie nie gościłam na blogach. Maj i czerwiec były dla mnie najbardziej wycieńczającymi miesiącami mijającego już roku szkolnego. Na szczęście wygrałam walkę z matematyką i powolnie wracam do pisania i czytania opowiadań.
OdpowiedzUsuńNiesamowicie podobają mi się Twoje historie. Masz bardzo przyjemny styl pisania, a fabuła niewiarygodnie wciąga. Choć nie oglądałam ani nie czytałam "One Piece", Twoje opisy wystarczyły mi do zrozumienia akcji, a to niebywała umiejętność, której Ci gratuluję. Już dawno nie czytałam tak dobrego wpisu. Jestem urzeczona Twoim stylem i podczas wakacji postaram się odwiedzić także Twoje pozostałe blogi, które z pewności staną się moimi ulubionymi. Z wielką przyjemnością dodam Twój projekt do moich "Polecanych" i z niecierpliwością będę czekać na kolejne posty. Życzę dużo weny, czasu na pisanie i pozdrawiam gorąco :)
Hihihi, to może Zoro nauczy i Sanjiego jak się "tym" posługiwać? ;) Opowiadanko bardzo przyjemne, szybko i ciekawie (bardzo ciekawie ) się czytało :D Motyw z tymi dwoma latami rozłąki dobrze pomyślany. Co prawda niektóre fakty się nie zgadzały, ale olać je skoro cała reszta wyszła przyzwoicie :) Fajnie było sobie odświeżyć klimat i przeczytać coś akurat z tym pairingiem. Mam nadzieję, że na tym nie kończysz swojej historii z OP i zafundujesz coś jeszcze :) W każdym razie będę miała Twojego bloga na oku ^^ Życzę weny :*
OdpowiedzUsuń